Migracje ThinkPad-ów
• tech • 1076 słów • 6 minut czytania
Mój niezniszczalny ThinkPad T410s przeżył wiele, ale już od dłuższego czasu borykał się z problemami swojego podeszłego wieku. Zapoczątkowana przez IBM, a kontynuowana przez Lenovo seria laptopów ThinkPad jest kultowa, co zawdzięcza swojej niezwykłej wytrzymałości. No, ale nawet tytanowe obudowy przy nieodpowiednim traktowaniu, częste upadki i wyładowania frustracji czy agresji, mogą nieco skrócić żywot niejednego dobrego sprzętu czy narzędzia. Mój ThinkPad służył dzielnie przez długi czas, ale doznał kilku urazów i dalsza praca na nim stała się trochę problematyczna.
Często słabymi stronami laptopów i notebooków są zawiasy. O ile w ThinkPadach stosuje się zawiasy metalowe wraz z ich całym szkieletem i prowadnicami, to zawsze istnieje jakieś słabe ogniwo - tutaj styk metalu i plastiku. W moim przypadku odpadły właśnie te małe metalowe wstawki z nakrętkami zatopione w plastiku klapy matrycy z lewej strony. Próbowałem je podkleić, ale nie dawało to rady. Za duże naprężenia i siły występują przy otwieraniu. Z tym jakoś dawałoby się jeszcze trochę pożyć, ale równolegle zaczęła także strajkować klawiatura. Najpierw kilka klawiszy, jakby pękła jakaś ścieżka na płytce, a później po moich zabawach i urwaniu taśmy, kompletnie do niczego już się nie nadawała.
[foto old]
Mimo wszystko jakoś dawałem radę pracować przez dłuższy czas w takich warunkach. Głównie dlatego, że nie miałem ochoty i wolnego czasu, aby rozglądać się za nowym nabytkiem. Użytkowanie w stacji dokującej nie dawało żadnych oznak tych paskudnych usterek. No może poza pracą mobilną, co trzeba przyznać, nie było wygodne ani komfortowe. Liczyłem na to, że może wreszcie zacznę budowę swojej prawdziwej stacji roboczej. Ale temat stacjonarki ciągle jest odkładany na przyszłość… Zatem poniekąd zostałem zmuszony do szybkich działań, ale bez wielkiego zaangażowania, analiz i porównań…
Niestety ceny nowych ThinkPadów są trochę abstrakcyjne. W końcu za jakoś się płaci, ale pomimo tego te nowe serie jakoś mi się nie podobają. Wyglądowo i parametrowo słabo się to prezentuje, przypominając cienkie plastikowe ultrabooki z przylutowanym prockiem. No chyba że się wyłoży jeszcze więcej kasy. I takim sposobem w końcu trafiłem na T430, będącego poniekąd ostatnim reprezentantem tego starego kultowego stylu. Nie jest to co prawda wersja Slim, przez co jest trochę bardziej kanciasty od mego starego T.
Usilnie chciałem dorwać wersję z ekranem HD+, czyli z rozdziałką 1600x900, bo po co mi te dziwne 1366x768, co faktycznie oznaczałoby downgrade, gdyż stary poczciwy T410s miał przynajmniej te 1440x900. Trochę musiałem poczekać na dobrą okazję, a taka się wreszcie nadążyła i upolowałem T430 w dosyć atrakcyjnej cenie. Oczywiście bez zbędnych elementów typu RAM, HDD czy SSD, bo tutaj akurat miałem swój plan… Sam chciałem wykorzystać pełne możliwości platformy i załadować się pod korek. A ta pozwalała mi na użycie 16GB pamięci operacyjnej i 3 dysków, w tym jednego w UltraBayu.
[foto new]
Teraz nowy T430 to dwie generacje wyżej od zdychającego T410s, w tym dwa razy więcej RAM-u, dwa dyski SSD i procesor i5 o dwie generacje wyżej. Szału może i nie ma w porównaniu do obecnych nowości na rynku, ale mając 2 dyski SSD wspomagane 16GB RAM-u można znacznie wydajniej działać. A już na pewno bardziej komfortowo, szczególnie babrając się z kilkoma wirtualkami w szczytowym momentach debugowania, rewersowania i analizowania kolejnych dziwnych problemów…
Głównym motorem do dopakowania dodatkowego dysku SSD jest chęć wykorzystania go jako buforu lub takiego temp-a, na którym będą lądować obecnie potrzebne elementy (jak projekty, źródła, maszyny wirtualne i inne pliki), dla których szybki odczyt i zapis znacznie poprawi komfort pracy. Wydaje się to sensowne, zwłaszcza, że są ku temu techniczne możliwości - typowy slot 2.5" oraz złącze mSATA. Początkowo myślałem, aby do tego celu wyłowić jakiś mały używany dysk SSD właśnie pod interfejsem mSATA, ale cenowo i jakościowo okazało się że nie warto.
Ceny SSD lecą w dół, a ich jakość i szybkość w górę. W związku z tym starsze modele są wolniejsze, a do tego dostałbym używkę, czyli częściowo zużyty, dlatego finalnie zdecydowałem się na nówki sztuki. Ale mimo, że napędy z kostkami Flash tanieją, a ich średnia cena oscyluje w okolicy 1 zł za 1 GB, to jednak zależnie od specyfikacji i typu dysku koszty te mogą się inaczej rozkładać. Taki dysk z interfejsem mSATA, który na krótko zadomowił się w laptopach, nie jest już jakoś bardzo popularny, co odbija się na jego cenie. Obecnie jest ona około dwa razy większa od standardowego 2.5" wydania. A to wymusza pewne zmiany w moim planie.
Lepiej będzie dysk na mSATA przeznaczyć na systemowe bebechy, a standardowy 2.5 calowy zarzynać do woli jako podręczny bufor. Kosztowo będzie to lepszy deal - jak padnie to łatwiej i taniej będzie zakupić nowy standardowy 2.5" niż, już pewnie mało spotykane i egzotyczne płytki z interfejsem mSATA. A do tego okazuje się, że mSATA w T430 jest na nieco wolniejszej magistrali niż ta pod kieszenią, więc wszystko samo się wyjaśnia.
Choć pojawił się za to inny kłopot… system na wolniejszym i cenniejszym dysku będzie generował trochę transferu, bo pliki tymczasowe, profil i dane użytkownika, swap, hibernacja… Warto byłoby spróbować jakoś to przenieść na drugi SSD, bo to właśnie ten bufor powstał między innymi też do takich rzeczy, jemu nie straszne będą tortury z masą ilości zapisów. O tym pewnie napiszę w następnym odcinku, kiedy zajmę się tym tematem.
Dwa dyski SSD to również inna zaleta - można równolegle je wykorzystywać z pełną mocą i szybkością. A to może być przydatne przy ciężkich operacjach na dużych plikach. W moim starym laptopie znajduje się jakiś SSD Samsunga z okolic 2010 roku. Nie ma co ukrywać, demonem to on nie jest i momentami działa ślamazarnie. Do tego odkąd pamiętam ciągle “świecił” się na czerwono, zapowiadając swój rychły upadek, i tak przez lata to trwa… Jego zauważalną wadą jest ta nieszczęsna prędkość. Czasami w testach raportuje prawie nominalną wydajność, by innym razem IOPS-y leciały niemiłosiernie w dół. To wszystko widać w użytkowaniu, przy braku wolnej pamięci lub zbliżaniu się do granicy, gdy (prawdopodobnie) system zaczyna używać pliku wymiany. Wtedy cały system zwalnia tak koszmarnie, że nie daje się na nim pracować, szczególnie jeśli interesujące dane znajdują się także na tym dysku.
Swoją drogą, miałem też plan na odroczenie migracji - przerzucenie tego nieszczęsnego Samsunga z T410s do T430 i tymczasowo dalej pracować jak gdyby nic. Ale zapomniałem o fakcie, że ten dysk jest 1.8 calowy (ciekawe czy wszystkie “slimy” takiego używają) i genialny plan spalił na panewkach. Może to i dobrze, bo tak pewnie odwlekłabym migrację w nieskończoność, bo jak wiadomo czasu nigdy za wiele. A tym sposobem czas zacząć się przełączać na nową maszynę, przy okazji jak to bywa zacząć też porządkowanie zawartości starych dysków…
Komentarze (0)