Forex wraca do łask
• life • 1212 słów • 6 minut czytania
Przez ostanie 2 tygodnie pochłaniała mnie tylko praca i rynek Forex, dlatego nie posunąłem się dalej w swoich planach technicznych, nie popracowałem nad projektami, nie poprogramowałem (co i tak rzadko się zdarza poza pracą), nie dokończyłem zabaw z #SaeLog i wielu innych rzeczy. Mimo, że były to ciężkie dni, to jestem zadowolony. Wróciłem na Forex i udało mi się zanotować niezłe wyniki, odrabiając starty z całego roku i nie tylko.
Przy okazji, przypada dziś Światowy Dzień Oszczędzania. Niestety dla Polaków oszczędzanie jest czymś dziwnym. Różne badania przedstawiają nieciekawą sytuację, gdzie ponad połowa społeczeństwa nie oszczędza, bo nie ma z czego, a drugie tyle nie wie jak to zrobić, lub szybko się zniechęca. Najpopularniejsza wymówka to “nie stać mnie na oszczędzanie”, mimo, iż w wielu sytuacjach może jest prawdziwa, to jednak wiele gospodarstw stać tylko brakuje edukacji, świadomości i dyscypliny. A przecież najbardziej chodzi tutaj o wyrobienie sobie istotnych nawyków. Smutne, że niektórych nie potrafią się obchodzić z pieniędzmi, gdy mają więcej to więcej wydają, niekontrolowany konsumpcjonizm, w myśl idei “bo mnie stać” pochłania wszystko i tak koło się zamyka. Tematyka może istotna, ale nie w tej chwili.
O moich przebojach z walutami już nieraz pisałem. Ostatnio próbowałem zabezpieczyć sobie kurs dolara na Forex-ie. A do tego doszły jakieś małe spekulacje. I wszystko dobrze szło, aby finalnie skończyć wręcz odwrotnie. Nawet już się pogodziłem ze stratą jaką wtedy zanotowałem. A mogłem nic nie robić i kupić sobie samochód. No cóż, samo życie!
Temat wracał, męczył mnie po nocach. Obserwując rynek udawało mi się wychwycić dobre punkty wejścia, które rozwijały się zgodnie z oczekiwaniami. Ich powtarzalność oraz myśl, że trzeba coś zrobić, że takich paskudnych wyników nie mogę zanotować w tym roku, pchał mnie znów na rynek. Wieć czekałem na okazję. Jedną udało mi się pominąć, ciągle czekając na rozwój wydarzeń. Ale na kolejną się już zaczaiłem. Po dokapitalizowaniu konta, ruszyłem do boju…
Rynek szedł w dobrym kierunku, więc dorzucałem do pieca. Podążając za strategią ALL-IN, prawie cały kapitał był w ruchu. Co jakiś czas odcinając pozycje, aby zrealizować zysk i je ponowić z większą siłą. Prężnie do góry, ale z umiarem, aby nie przedobrzyć. Bo niestety tak kończą się te zabawy…
Po pierwszym tygodniu stopa zwrotu wyniosła 228,80% w 35 transakcji, w tym tylko 6 stratnych, które czasem były konieczne, aby zachować odpowiedni poziom zabezpieczenia, a czasem za zwlekane wyjście i ścinanie strat. Wynik mnie zaskoczył.
Dzień później, w piątek, dokonałem 8 transakcji i zyski poleciały jeszcze wyżej, na 276,46%. Dobrze zakończony tydzień, dzięki umacnianiu się dolara i upadającej złotówki w przeddzień wyborów.
Całość w funkcji czasu, względem kolejnych transakcji, czytelniej odzwierciedla zmiany stopy zwrotu, przedstawia się następująco:
Wyraźnie widać, że następny tydzień (oddzielony krechą) był już mniej rewelacyjny, ale równie emocjonujący. Finalnie poziom kapitału za bardzo się nie zmienił, a nawet lekko podwyższył. Miesiąc zakończyłem z wynikiem 292,14%. Ale nie obyło się bez kilka ciekawych wydarzeń. Szczególnie mały (wielki) dropdown oznaczony czerwoną strzałką. W czwartek źle oszacowałem wejście, a poniżej zaspałem z kilkoma szansami wyjścia z zyskiem, do tego brak reakcji na szybko rosnące straty doprowadziło do takiego stanu, czyli -108%. Na szczęście w piątek odrobiłem z nawiązką ten fuck-up, dzienny zysk 123%.
Zanotowane maksimum to 300%. Dokonałem 80 transakcji w 15 dni. Nie jest źle. Choć wyraźnie widać, że drugi tydzień najlepszy to nie był. Gdyby nie te zjazdy. I wykorzystanie okazji z 28 października - wystąpienie FOMC. Byłoby zdecydowanie lepiej.
Po informacji, że stopy procentowe w USA jeszcze się nie zmienią, dolar dostał niezłego kopa. Wzrost o niecałe 5 groszy w 15 minut, a do końca dnia o kolejne 2. Idealna okazja, niestety nie wykorzystana, a liczyłbym na około 50k-75k zysku. Wynik byłby wtedy imponujący.
Reakcja rynku na decyzje FOMC na parze EUR/USD była widoczna:
Tak się zastanawiam, czy może warto zacząć grać tylko pod wydarzenia i informacje makroekonomiczne. Największa zmienność i potencjalne momenty wybicia. A na tym właśnie najczęściej bazuję. Na cykliczności ruchów cenowych i zmienności. Od tradingu bardziej dziennego i średnioterminowego, wraz ze wzrostem kapitału, zbliżam się coraz bardziej do krótkoterminowego, zbliżonego wręcz do skalpingu.
Zbyt gwałtowne wahania kapitału, lub nie do końca przemyślane ruchy znów mnie mogą wykończyć. Muszę opracować jakiś bardziej przejrzystszy plan. Zawsze po jakiś nieudanych akcjach, tych większych, moja awersja do ryzyka wzrasta. Dobrze, że w piątek udało mi się odrobić straty z czwartku, choć tego się nie spodziewałem. Byłem już pewny, że spieprzyłem sytuację i zakończenie miesiąca będzie dosyć słabe. A tu jednak! Nie mogę liczyć, że zawsze tak będzie i wszystko pójdzie po mojej myśli. Kiedyś się noga podwinie i znów skończy się tragicznie.
Najgorsze są momenty, kiedy wszystko wydaje się iść w dobra stronę, otwiera się kolejne pozycje, a tu nagle zaczyna się zjazd - systematyczny zjazd w dół. Nie można długo czekać i trzeba ciąć straty. A po czasie, po kilku minutach, lub po godzinie, kurs wraca w to samo miejsce i podażą nadal w przewidywanym kierunku. I pojawia się dylemat, wejść, a może lepiej nie, bo sytuacja się powtórzy… istne wtf! rwie się na usta… a Ty zostajesz ze stratą, którą uciałeś…
Podobnie wygląda sytuacja z budowaniem pozycji. Wszystko dobrze się rozwija, zyski rosną, więc dorzucam kolejną pozycję, która, jak się później okazuje, trafiła akurat na samym szczycie. A kurs zmienia kierunek, a jak! Taka pozycja szybko pochłania wypracowane zyski, które same się kurczą w czasie cofania kursu… Albo w przypadku zamykania jednej lub kilku pozycji realizując zysk, a kurs podażą dalej, więc wchodzę ponownie, dodatkowe koszta prowizji i spreadu czasami da się przełknąć. Gorzej jak z tego zrobi się to co opisałem wyżej - odbicie i wszystko trafia szlag…
Takie momenty, podobnie jak większe straty, nadszarpują motywację i wiarę w siebie. Ale trzeba próbować dalej!
Na pewno muszę zmniejszyć ryzyko i w ogóle przemyśleć kwestie zarządzania ryzykiem, zrewidować możliwe poziomy uciekania z pozycji, przy realizacji zysków, jak i przy ucinaniu strat. Wchodzenie z dużymi pozycjami, które buduję wraz z rozwojem sytuacji, mogą przynieść wysoki zysk, ale również szybko mogą obrócić się w potężne straty. Obecnie moja jednostkowa pozycja wynosiła 5 lotów, a po zbudowaniu, często średnia plasowała się w okolicach 15 lotów. Zależnie od kapitału, to dużo lub mało…
Zobaczę jak się rozwinie sytuacja do końca roku, ale już powoli, przy takim kapitale, momentami mam wielkie obawy i staram się jak najbardziej minimalizować ryzyko. A to będzie rzutować na mniejsze zyski, ale może przynajmniej nie stracę wypracowanego kapitału.
To prawda, w te 2 minione tygodnie, odrobiłem wszystkie moje straty poniesione na Forex-ie oraz na giełdzie. Mam wielką nadzieję, że do końca roku będzie jeszcze lepiej i jakiś zysk również się pojawi. Powoli już przygotowuję się do odświeżenia portfela akcyjnego, aby sprzedać i częściowo odkupić posiadane akcje na dołkach, aby wygenerować starte na cele podatkowe. Pozwoli mi to, przy odrobieniu strat na walutach, zminimalizować potencjalny podatek od zysków kapitałowych. Skoro wyjdę na zero, oba rynki mi się wzajemnie pokryją, to po jakiego miałbym płacić jakiś podatek? Od wirtualnych zysków?
Idę walczyć dalej. Choć boje się nie przemyślanych lub emocjonalnych posunięć. A fajnie byłoby kupić w przyszłym roku samochód z zysków, nie naruszając innych źródeł dochodu. Innym, równie dobrym celem, może być próba wygenerowania takich zysków, aby dalsze zabawy na rynku walutowym i akcyjnym bazowały tylko na kapitale pochodzącym z zysków. Wtedy w najgorszym momencie, największą stratą będzie tylko zainwestowany czas. A to da się łatwiej przełknąć, niż dziesiątki tysięcy!
Komentarze (0)